Na początku alibi:przerwa na blogu spowodowana była pobytem na szkoleniu mid-term w Torre del Greco...
W sobotę wyruszyłyśmy z Ivana na lotnisko Milano Malpensa i już po dwóch godzinkach dotarłyśmy do,co tu dużo mówić,brudnego i chaotycznego Neapolu...
Dworzec Napoli Centrale tym bardziej nie nastrajał nas zbyt optymistycznie,wiec czym prędzej udałyśmy się do Caserty,czyli oddalonego o pol godzinki miasta,w którym miałyśmy przenocować...
Tam już przywitał nas nasz host,czyli Sergio (tata poznanego wcześniej w Cremonie,Marco) i zabrał nas do swojego pięknego apartamentu,w którym mieszka z córką Marcella...
Dzień upłynął nam na zwiedzaniu Caserty i zajadaniu się pysznościami,które przygotował dla nas Sergio
(mozarella,spaghetti z owocami morza,lokalne wino...).Niebo w gębie!
W niedziele wybrałyśmy się do Neapolu i co tu dużo mówić,podsumuje to następująco: "Jak zachwyca,skoro nie zachwyca?". Musze przyznać,ze miasto ma charakter,ale jest strasznie brudne(dawno nie widziałam tylu śmieci na ulicach),chaotyczne (przejście po pasach tylko dla kamikaze;) i niebezpieczne (co krok ktoś chce Cie na coś namówić-tak się składa ze akurat ma najnowszego ipada do sprzedania po bardzo okazyjnej cenie...;)
Tak się złożyło,ze pierwszy lipca był Wielkim Dniem w historii włoskiej piłki nożnej i udało nam się uczestniczyć w tym jakże ważnym wydarzeniu...oglądając mecz z Hiszpania na tarasie z ekipa wesołych Neapolitańczyków...Ponieważ rywale okazali się zdecydowanie lepsi(co tu dużo mówić-wybili Włochom z głowy marzenia o zwycięstwie), po meczu nastała grobowa cisza,co muszę przyznać,trochę mnie ucieszyło,bo za dużo już było tego cwaniakowania i wywyższania się (to zdecydowanie domena mieszkańców tego kraju-uważają sie za najlepszych w każdej dziedzinie i jakakolwiek próba wyprowadzenia ich z błędu kończy się wielkim oburzeniem z ich strony...;)
Od poniedziałku do czwartku braliśmy udział we wspomnianym wcześniej szkoleniu dla wolontariuszy w Torre del Greco (miejscowość nadmorska położona blisko Neapolu). Dużo by opowiadać...
Jakby tego było mało,weekend spędziłam w miłym towarzystwie Michasi i Markety,a lada chwila lecę na dwa tygodnie do Polski(czytaj:znowu cisza na blogu;)! Chwilo trwaj!
Taras naszego hosta
Caserta
Park w Casercie
I znów taras;)
Włoskie śniadanie
Ivana i miłość jej życia;)
Paradiso;)
Zwiedzanie Neapolu
Szaleństwo przed meczem
Takie obrazki...
Hipokryzja...
Kontrasty...
Moja koszulka budziła ogromne zainteresowanie;)
Spadamy stad;)!
Shopping w wydaniu wolontariackim;)
Polski akcent
Neapolitańska mafia;)
Z Nina i Michasia...Gorrrąco!
Zagubiony Alberto;)
Ekipa czesko-polsko-słowacka+Deni z Albanii
Doczytajcie sobie hahaha!
Finalmente!
Jak wyżej;)
A to to tak! Wszak pizza pochodzi z Neapolu...
Arrivederci!
Ufff!Fotki ze szkolenia już wkrótce! Czas pakować walizkę i w drogę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz