środa, 27 czerwca 2012

Benvenuti al sud!

Doczekałam się...Wyjazd na południe Włoch-do pięknie położonego Bari...
W czwartek rano wyruszyłyśmy z Michasia po raz kolejny na jakże często odwiedzane przez nas lotnisko Milano Bergamo i już po dwóch godzinkach znalazłyśmy się w zupełnie innych Włoszech...Przywitał nas lejący się z nieba żar (temperatury dochodziły do 35 stopni), brud i chaos na ulicach-wszyscy na siebie trąbią, czerwone światło oznacza-ruszaj, a komentarze na temat jazdy innych kierowców przeplatające się z  przekleństwami i gestykulacja nikogo  nie dziwią ...
Tym niech martwią się mieszkańcy...Na nas niesamowite wrażenie zrobiły piękne plaże (te w okolicy,nie miejskie), stara cześć miasta Bari z niesamowita bazylika i katedra w stylu romańskim, niezliczona ilość uliczek w których czuje się atmosferę dawnych lat,a ponad wszystko bardzo gościnni ludzie (nazywani pogardliwie przez Włochów z północy  "terroni"),którzy sprawiają ze chce się tam wracać (czego przykładem jest Michasia,której przygoda z Bari rozpoczęła się w marcu)...
Przenieśmy się wiec do Bari...
  Giorgio-host z Couchsurfingu,który gościł Michasie w marcu przygotowuje dla nas powitalna pastę...
                                                                         Na deser-figi!
                                         Pierwszy wieczór w Bari-temperatura w nocy=30 stopni
                                                                 Wakacyjne klimaty...
                                                                         This is it!
                                                                     Niesamowite...
                                                                        Cos dla ducha...
                                                                             I ciała!
                                       W mieszkaniu moich hostów-podróżników Beppe i Mirelli
                                   Nasza kozacka przejażdżka fura należąca do rodziców Giorgio;)
                            Sakramentalne pytanie we Włoszech:"Hai mangiato?"(Czy już jadłaś?;)
                                                                 Co za kolorystyka!
                                                                Czego chcieć więcej?
                                  Zdjęcie w stylu paparazzi-Giorgio i jego dziewczyna Sassi(w tle)
                                                        Na plaży! Na plazy fajnie jest!
                                                                 Moj kapelusz tam był...
                                                                               Mirella
                                                                    Z ukrycia...
                                                              W drodze na koncert...
            Martyna-Polka z Mazur pracująca z Giorgio jako przewodniczka wycieczek...riksza;)
                                                            Jakie to Bari małe...;)
                        Niedziela(wszystko pozamykane),wiec...tradycyjne danie włoskie...falafel;)
                                            Na plaży miejskiej...otoczone dziwnymi ludźmi;)
I na koniec...Oglądanie meczu Anglia-Włochy w towarzystwie rozwrzeszczanych Makaroniarzy;)
                                                                       Skupienie...
                                                                  Jest i babcia;)
                                                                       Element polski...
                           I włoski-jedzenie przygotowane przez prawdziwa włoską mamme!
        Radość po wygranym meczu nie zna granic...(a tymczasem w czwartek mecz  z Niemcami...;)
                                                                          Zegnaj Bari!














środa, 20 czerwca 2012

"Wszystko czeka na swój czas,czas zaś na nic nie czeka"-przysłowie gruzińskie

W weekend po raz pierwszy dala nam się we znaki wysoka temperatura...Trzeba się powoli przyzwyczajać do włoskich upałów...
Od rana przesiadywałyśmy nad jeziorem(klimaty całkiem jak w moim Bornem;).Później przyjechały do nas dwie wolontariuszki-Sylwia z Warszawy i Karolina z Wilna będące na projektach w Cremonie.
Czas upłynął nam na spacerach i zachwytach nad pięknem Arony;) Później żeby tradycji stało się zadość-aperitivo i nieszczęsny mecz Polska-Czechy,kończący nasza karierę na EURO 2012...
Wieczorem niespodziewanie załapałyśmy się na festyn piwny w pobliskiej wiosce...Klimaty całkiem jak na tego typu imprezach w Polsce-tance,hulanki i swawole;)
W niedziele ciąg dalszy chillowania i długo planowany grill urodzinowy (mój i Łukasza Dzwonka w jednym).
Mięsiwo,sery i czego tylko dusza zapragnie...Wszystko to w towarzystwie wesołych Włochów...
I na koniec (do przemyślenia,w związku z moimi 27-mymi urodzinami) powrót do początku,czyli tytułu tego posta...

Fotki od Sylwii:
Klimatyczny kościółek w Aronie (otwarty wyjątkowo ze względu na odbywający się tam ślub)...
                                           Ciężki wybór w sklepie w stylu "Alkohole świata";)
                                                      Nasz "scrittore" Andrea;) Meltin Pop
                                                     Ciekawostki ze sklepu w Meltin Pop;)
                                                  Koncert panów w "płonących" spodniach;)
                                            Porządne śniadanie(a nie jakiś tam rogalik i kawa;)





I jeszcze kilka moich fotek zrobionych podczas grilla u Luki:
                                                           Pani Dzwonkowa zaprasza na grilla;)
                                                                          Aperitivo;)
                                                                            Mojito!
                                                                        Smak lata...