wtorek, 17 kwietnia 2012

Arona okiem "botanika"...(Chwilowy brak polskich znakow;)

Powrot z Polski okazal sie zaskakujaco ciezki, o czym najlepiej wie Michasia-wolontariuszka z Margonina z ktora przyszlo mi leciec samolotem(jak to czytasz to pewnie sie usmiechasz na sama mysl o tym jaki obraz nedzy i rozpaczy soba przedstawialysmy...;)No coz takie zycie emigranta...
Dobrze,ze lecialysmy razem, bo jakby tego bylo malo Mediolan przywital nas deszczem (takim wiosennym,wiec nie bylo tak zle),ale za to soczysta zielenia drzew o jakiej w Polsce mozna bylo sobie tylko pomarzyc...Na miejscu bylysmy pozno,wiec przenocowalam w artystycznym mieszkanku Michasi i Markety(Czeszki).Bardzo przytulnie i jakos tak przeszly mnie ciarki na sama mysl o tym co zastane po powrocie do mojego EVS-owego mieszkanka...
Niedziela rowniez pochmurna, wiec mokra jak kura dotarlam w koncu do Arony...I tu rowniez zielono!Niesamowita zmiana w ciagu zaledwie 10 dni mojej nieobecnosci...
Na miejscu zastalam lekko skacowana ekipe (Ivana obchodzila 27-me urodziny), pokoj pelen balonow i ...2 male kurczaki w klatce(prezent od Grega-brawo!!!)...Takze taki tam dzien jak co dzien...buahaha!
Niestety  problemy maja to do siebie,ze coz...nie rozwiazuja sie same,wiec atmosfera w domu nadal daleka jest od tej z poczatkow projektu...No coz, pozyjemy zobaczymy...
Poki co wyspalam sie,ogarnelam chate i ruszylam z Ivana na aperitivo (uswiadamiam: zamawiasz drinka i jesz ile wlezie-makarony, pizza,nachosy z sosami...).Jednym slowem:wyzerka!
Dzisiaj wybralam sie na spacer po nowo otwartym parku...Moim oczom ukazaly sie cudowne widoki...Zobaczcie sami...
                                        
                                         Po spacerze powrot do mojego tymczasowego domu...




1 komentarz:

  1. Czytam i się uśmiecham. Marki jeszcze ciągle cierpi na depresję popowrotną. Zdaje się, że nie tylko nas dopadła. Na szczęście mnie udało już się wejść w rytm :)!!! uściski!!!

    OdpowiedzUsuń