Wczoraj mialam ambitny plan wyjazdu na caly dzien do Mediolanu na spotkanie z wolontariuszami poznanymi na on-arrival training w Verbanii.O 9.00 zwarta i gotowa dotarlam na dworzec kolejowy...
Na miejscu ujrzalam przecudowne slowo:"SCIOPERO",czyli strajk! No to sobie pojechalam...
Nie wiele sie zastanawiajac wsiadlam w autobus do Stresy, z nadzieja ze uda mi sie jakos dotrzec do Stolicy Mody...
Na miejscu okazalo sie,ze nic z tego:
pociagow niet,autobusow powrotnych niet, czyli jestem udupiona przez cala niedziele w Stresie buahaha!
Koniec koncow bylo calkiem fajnie,bo:
1.Poopalalam sie
2.Wypilam goraca czekolade(z widokiem na gory i jezioro)
3.Poczytalam "Wysokie obcasy"przywiezione z Polski
4.O maly wlos nie poplynelam na pobliskie wyspy;)
5.Zalapalam sie na przemarsz orkiestry
6.Zjadlam pizze o smaku lokalnych smierdzacych serow
7.Kupilam sobie nowe okulary przeciwsloneczne
8.Przejechalam sie turystyczna kolejka(il trenino)
9.Zjadlam loda o smaku mango
10.Obeszlam kilka razy cala Strese, po czym wsiadlam na stateczek i przyplynelam do Arony buahaha!
Wniosek z tego taki: najlepszy plan to brak planu, a bycie ze soba sam na sam dostarcza wielu ciekawych wrazen!
ło,to to to taaaak! że najlepszy plan to brak planu !
OdpowiedzUsuń