W weekend po raz pierwszy dala nam się we znaki wysoka temperatura...Trzeba się powoli przyzwyczajać do włoskich upałów...
Od rana przesiadywałyśmy nad jeziorem(klimaty całkiem jak w moim Bornem;).Później przyjechały do nas dwie wolontariuszki-Sylwia z Warszawy i Karolina z Wilna będące na projektach w Cremonie.
Czas upłynął nam na spacerach i zachwytach nad pięknem Arony;) Później żeby tradycji stało się zadość-aperitivo i nieszczęsny mecz Polska-Czechy,kończący nasza karierę na EURO 2012...
Wieczorem niespodziewanie załapałyśmy się na festyn piwny w pobliskiej wiosce...Klimaty całkiem jak na tego typu imprezach w Polsce-tance,hulanki i swawole;)
W niedziele ciąg dalszy chillowania i długo planowany grill urodzinowy (mój i Łukasza Dzwonka w jednym).
Mięsiwo,sery i czego tylko dusza zapragnie...Wszystko to w towarzystwie wesołych Włochów...
I na koniec (do przemyślenia,w związku z moimi 27-mymi urodzinami) powrót do początku,czyli tytułu tego posta...
Fotki od Sylwii:
Klimatyczny kościółek w Aronie (otwarty wyjątkowo ze względu na odbywający się tam ślub)...
Ciężki wybór w sklepie w stylu "Alkohole świata";)
Nasz "scrittore" Andrea;) Meltin Pop
Ciekawostki ze sklepu w Meltin Pop;)
Koncert panów w "płonących" spodniach;)
Porządne śniadanie(a nie jakiś tam rogalik i kawa;)
I jeszcze kilka moich fotek zrobionych podczas grilla u Luki:
Pani Dzwonkowa zaprasza na grilla;)
Aperitivo;)
Mojito!
Smak lata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz