Tak, tak deja vu…Podobną imprezę mieliśmy kilka tygodni
temu-nawet zdjęcia zrobione w salonie wydają się jakieś znajome…
Tym razem 23-cie urodziny Alberto…Z tej okazji zaprosił nas
(i jeszcze 7 innych osób)na kolację…Wszystko pięknie, tylko że nasz Bebe zabrał
się za wszystko na godzinę przed rozpoczęciem imprezy…Postanowił przyrządzić…zgadnijcie…tortillę,
a jakże;)!
Tak się spieszył, że zamiast tortilli di patate wyszła mu
tortilla di disastro;)
Wyglądało to mniej więcej tak:
Trzeba było na szybko zorganizować jakieś „primo”, czyli
pastę z pesto (zamiast parmezanu, o zgrozo, utarty ser z Lidla;). No nic, jakoś
to znieśli…
Jako „secondo”
tortilla di disastro (tzn. to co udało się z niej uratować). Każdy zerkał, czy
dla niego starczy buahaha…
Honor naszego domu uratował deser, czyli tiramisu z nutellą,
który przygotowała Jessica (Panie świec nad jej duszą) i Luba ze swoim
ciastem…Oczywiście winka starczyło na jedną kolejkę, ale cóż…Koniec końców nie
było aż tak źle!
Później pograliśmy trochę w kalambury i ogólnie całkiem
sympatycznie spędziliśmy wieczór…
Z nowości, to 21.02-29.02 jedziemy na on-arrival training do
Verbanii (około godzinki drogi od nas, również nad jeziorem Maggiore). Jest to
szkolenie dla wolontariuszy, którzy dopiero co przyjechali do Włoch (patrz są
już tutaj cztery miesiące- niech żyje włoska biurokracja!).
Będzie okazja poznać ludzi z całej Europy, którzy też przyjechali na EVS do Italii. Hurrra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz