środa, 8 lutego 2012

Deja vu...

Tak, tak deja vu…Podobną imprezę mieliśmy kilka tygodni temu-nawet zdjęcia zrobione w salonie wydają się jakieś znajome…
Tym razem 23-cie urodziny Alberto…Z tej okazji zaprosił nas (i jeszcze 7 innych osób)na kolację…Wszystko pięknie, tylko że nasz Bebe zabrał się za wszystko na godzinę przed rozpoczęciem imprezy…Postanowił przyrządzić…zgadnijcie…tortillę, a jakże;)!
Tak się spieszył, że zamiast tortilli di patate wyszła mu tortilla di disastro;)
Wyglądało to mniej więcej tak:

Hmm…No cóż…Przyszli Włosi…A Włosi, jak to Włosi mają fioła na punkcie jedzenia. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce, a kolacja jest rzeczą świętą! No cóż…
Trzeba było na szybko zorganizować jakieś „primo”, czyli pastę z pesto (zamiast parmezanu, o zgrozo, utarty ser z Lidla;). No nic, jakoś to znieśli…

Jako „secondo”  tortilla di disastro (tzn. to co udało się z niej uratować). Każdy zerkał, czy dla niego starczy buahaha…
Honor naszego domu uratował deser, czyli tiramisu z nutellą, który przygotowała Jessica (Panie świec nad jej duszą) i Luba ze swoim ciastem…Oczywiście winka starczyło na jedną kolejkę, ale cóż…Koniec końców nie było aż  tak źle!
Później pograliśmy trochę w kalambury i ogólnie całkiem sympatycznie spędziliśmy wieczór…

Z nowości, to 21.02-29.02 jedziemy na on-arrival training do Verbanii (około godzinki drogi od nas, również nad jeziorem Maggiore). Jest to szkolenie dla wolontariuszy, którzy dopiero co przyjechali do Włoch (patrz są już tutaj cztery miesiące- niech żyje włoska biurokracja!).
Będzie okazja poznać ludzi z całej Europy, którzy też  przyjechali na EVS do Italii. Hurrra!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz