wtorek, 31 stycznia 2012

O mio Dio ŚNIEG!

Trzy ostatnie dni są dosyć smętne, więc nie pozostaje nam nic innego jak trochę je sobie osłodzić…
W sobotę wieczorem pomimo „śnieżycy”(odmiany włoskiej) zachciało nam się pójść gdzieś potańczyć…Odpaliłyśmy samochód i wyruszyłyśmy zrobić mały rekonesans…Niestety ulice były puste, jak gdyby przed chwilą miał miejsce jakiś kataklizm…A to tylko kilka centymetrów śniegu! Wyglądało na to, że ludzie zabarykadowali się w domach w obawie przed zimą…;)
Skończyło się na shakach w McDonald’s (dzieckiem być;) i powrocie do Meltin Pop, gdzie powoli zbierała się grupa „odważnych”, nie bojących się śniegu ludzi…Impreza w stylu „The Sixties” okazała się fajowa!
Kolejny dzień to ciąg dalszy „zimy stulecia”…Wieczorem wybraliśmy się z Ivaną i Fede (robię za przyzwoitkę;) na spacerek i gorrrącą czekoladę do baru o sympatycznej nazwie „La pecora nera” („Czarna Owca”). W przypływie dobrego nastroju dałam się nawet namówić na zakup breloczka od pana sprzedającego tego typu „cudeńka” w tutejszych lokalach…
W poniedziałek natomiast, wracając z kursu włoskiego, poprawiłyśmy sobie z Ivaną humor w najlepszy z możliwych sposobów, czyli…SALDI (wyprzedaże)! Zaszalałam i kupiłam sobie skórzane buciki! A co tam! Staram się mimo wszystko coś tam odłożyć, bo wiosna tuż tuż a jak wiadomo…WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO RZYMU! 

                                            Żeby nie było wątpliwości kto tu rządzi;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz