piątek, 9 grudnia 2011

Autostop,autostop wsiadaj bracie dalej hop!


Jak w tytule…;) W związku z dniem 8.12-świętem państwowym we Włoszech nastał długi weekend (uff jak dobrze, bo jeszcze bym się przepracowała buahaha)…Postanowiłyśmy z Ivaną skorzystać z okazji i wybrać się do pobliskiego miasta- Novary  położonego 37 km od Arony.
Żeby nie było zbyt nudno, pojechałyśmy autostopem…”Pojechałyśmy” to może za dużo powiedziane, ale o tym za chwilę...;) Pomaszerowałyśmy na „wylotówkę” i zaczęłyśmy łapać (przecież nikt nas tu nie zna, pomyślałyśmy;)…Nie minęło kilka minut gdy pojawiła się pani-Ukrainka z kursu językowego. Ogólnie rzecz biorąc nie zwracanie na siebie uwagi nie jest naszą specjalnością. W końcu mieszkamy, jak stwierdziła Mara w „Big Brother House”. Człowiek czuje się z każdej strony obserwowany, a wszystko jest komentowane przez przesiadujących w „Meltin Pop” lokalsów…
Wracając do autostopa, w końcu udało nam się zatrzymać dziewczynę, która podwiozła nas…kawałek za miasto;) Nie zrażając się łapałyśmy dalej, ale zaczęłyśmy już powątpiewać w skuteczność tego środka transportu. Włosi jeżdżą szybko i niechętnie zabierają autostopowiczów-nawet jeśli są nimi dwie sympatyczne dziewczyny…Tak czy siak, w końcu udało nam się coś złapać, ale nastąpił problem natury „Non capisco” i zamiast dojechać do Novary wycieczka zakończyła się na wizycie w odległym o kilka kilometrów od Arony- centrum handlowym buahaha. No nic, dobrze że przynajmniej spróbowałyśmy i wiemy, że szału jeśli chodzi o wycieczki autostopem po Włoszech nie zrobimy…
Dzisiaj już bogatsze o doświadczenie dnia wczorajszego ruszyłyśmy rano na dworzec, by razem z tłumem snobistycznej włoskiej młodzieży wystrojonej w błyszczące kurteczki (kolekcja jesień-zima;) i ipady ruszyć na podbój MEDIOLANU.
Pociąg okazał się podobnym do polskiego „wlakiem” („wlak”-po słowacku pociąg).W dodatku był tak pełny, że przyszło nam całą drogę stać w przejściu…No ale cóż-chcesz być
modny-cierp;)
Na dworcu głównym odbywał się bożonarodzeniowy „mercato”. Zapach śmierdzących serków i inne przysmaków unosił się w całej hali…Mediolan przywitał nas smętną pogodą, ale nie zraziłyśmy się i postanowiłyśmy dostać się do centrum… pieszko a jakże!
Zaczęłyśmy błądzić po rozkopanym Mediolanie, natrafiając po drodze na bazarek w stylu „rasta”- lufki do palenia trawki i inne i przydatne rzeczy;) Minęłyśmy ekipy budowlane, które jak przystało na ekipy budowlane bardzo się nam przyglądały i pogwizdywały. Czy ktoś kiedyś spotkał budowlańców, którzy na widok młodej dziewczyny przynajmniej się nie zagapią? Chyba takie nie istnieją;)!
W końcu doszłyśmy do centrum i tu Mediolan okazał się być miastem z klimatem-piękna katedra DUOMO zrobiła na mnie największe wrażenie…Ponadto moda, moda i jeszcze raz moda! Skórzane buty i torby nie mają sobie równych!
Było to ciekawe doświadczenie, szczególnie że nie spodziewałam się zbyt wiele po tym mieście…Może udzielił mi się bożonarodzeniowy nastrój…
Tutaj powinny się pojawić fotki ,ale to wkrótce…Póki co zamieszczę zdjęcie „od czapy”, ale  świadczące o tym, że u mnie i moich współlokatorów wszystko „va bene” i jesteśmy tu wszyscy poważnymi i odpowiedzialnymi, dorosłymi ludźmi buahaha…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz