sobota, 10 grudnia 2011

Fiesta!

Zmęczona wypadami do Novary i Mediolanu, położyłam się spać o godzinie 23.00…Było miło do czasu…Pomijam koncert w Meltin Pop i przejeżdżające pod oknem pociągi, o których już wspominałam…;)Miarka się przebrała gdy…około 4.00 nad ranem zwaliła się nam do domu grupka rozbawionych Włochów…To tylko Alberto i jego znajomi z baru postanowili sobie zrobić imprezkę (!!!).
Próbowałam zasnąć, ale było ciężko…Przeklęłam cały wolontariat i zakopałam się pod pościelą… Jakoś udało mi się odpłynąć…Rano oczom moim ukazał się obraz nędzy i rozpaczy (jakiś tajfun przeszedł przez naszą kuchnię?)…Kolejnym elementem nie pasującym do tej układanki był śpiący na salonowej kanapie…DJ(!!!).
No cóż, tym oto sposobem przyszło nam jeść sobotnie śniadanie z „czasoumilaczem” w postaci DJ pochrapującego na naszej kanapie…
Zobaczyć minę Alberto, któremu przyszło sprzątać po wczorajszej fieście- BEZCENNE;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz