poniedziałek, 5 grudnia 2011

Ciao tutti!

Ach życie!
Jeszcze tydzień temu byłam lekko sfrustrowaną panią profesor,która może i chciałaby coś zmienić,ale też nie do końca wiedziała co i jak...Ale to już było...
Jeden telefon (25.11.2011) sporo zmienił w moim życiu...No i "here I am"-zdecydowałam się na wolontariat EVS we włoskiej Aronie.Tydzień wystarczył,żeby "zakończyć"sprawy zawodowe (tu pozdrowienia dla Gosi,która dzielnie walczy teraz z grupą o wdzięcznej ksywie "rżące konie";)...
Tak więc dokładnie tydzień po pamiętnym telefonie miałam już w rączętach bilet Poznań-Mediolan Malpensa.
I tutaj kolejne podziękowania dla Martyny z organizacji Bona Fides,dzięki której jestem tu,gdzie jestem i robię to,co robię...Pomimo szaleństwa całego tego projektu Nadia-TURBODYMOMEN dała radę dotrzeć na miejsce o czasie...
I tym oto sposobem 3.12.2011 lekko zmachana ("smelly cat") przybyłam do Włoch...Oczywiście po raz kolejny obiecałam sobie:"nigdy więcej pakowania,przepakowywania,walizek itp.itd."...Nie obeszło się bez małej wtopy pt."czy przy przesiadaniu się z samolotu do samolotu należy zabrać swój bagaż i znów go odprawić?".Pan z Lufthansy szybko mnie uświadomił iż nie;)
Na lotnisku miała czekać na mnie Mara z włoskiej organizacji..."Miała" jest tutaj właściwym  słowem...Wypatrywałam jej przez około pół godziny i nic!
Kiedy już miałam iść do informacji i ogłosić "I'M WAITING FOR MARA GIROMINI!" pojawiła się Mara z miną "Ale o co chodzi?;)".
Na miejscu już czekali na mnie współlokatorzy..."Welcome to the jungle"-Ivana tak oto przedstawiła tą ekipę.Coś w tym jest... buahaha!O nich później...Kolejną rzeczą której się dowiedziałam było bardzo popularne wśród Włochów słowo "domani",które znaczy tyle co "jutro'.No i rzeczywiście życie płynie tu jakoś tak nienerwowo...Tak więc ciąg dalszy "domani" buahaha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz