czwartek, 15 grudnia 2011

Wieża Eiffla


Podczas przygotowywania wczorajszego obiadu kucharz wysłał mnie do „przydomowego” ogródka po rozmaryn i jeszcze coś… Z rozmarynem nie miałam problemu, przyniosłam mu  też trochę liści z pobliskich krzaczków. Skomentował to „rozmaryn ok, ale reszta to chyba dla owiec” buahaha. No cóż…W końcu się domyśliłam, że chodziło o liść laurowy, więc nie jest ze mną aż tak źle…
Środa dniem naukowym-najpierw kurs z „szybkimi” babeczkami w Borgomanero. Głównym tematem był RODZAJNIK OKREŚLONY/NIEOKREŚLONY. Che cosa? I z czym to się je?
Ja na szczęście znam tego „gada” z języka angielskiego, więc nie miałam z nim problemu, ale panie nie mogły pojąc o co chodzi…”Maestra” dwoiła się i troiła…Jak zwykle gestykulacja pełną parą…Uff…ciężka praca nauczyciela!
Dobrze ,że w poniedziałek zamiast lekcji „festa” z okazji świąt Bożego Narodzenia. Mamy przygotować jakieś jedzonko ze swoich krajów. Chyba zrobimy z Ivaną jakąś polsko-słowacką potrawę…”Uwidzimy”- wspominałam już że mówię również po słowacku;)?
Po powrocie z pierwszego kursu, ruszyliśmy na następny. Tam już nowy uczeń- Albańczyk, w dodatku w związku z tematem dotyczącym medycyny przyszło mu czytać ulotkę leku-poverino…;)
Dzisiaj od rana proza życia, czyli sterta naczyń, popielniczki walające się po całym domu i śmieci wołające: „wynieście nas stąd”! Armia butelek po piwku i wieża Eiffla z papieru…
No cóż nie pozostało nic innego jak zagonić Hiszpana do roboty, bo nasz „Pipistrello” (chodzi o mojego drugiego współlokatora-muszę pisać szyfrem, bo dałam namiar na bloga i później wszyscy się dopytują co o nich napisałam;) śpi sobie do 14.00!
Dobrze że się zawinęli i pojechali do szkół w których pomagają. Trochę spokoju!
Przed chwilą wrócili i próbują ugotować coś z niczego;) Idę pogadać, bo mimo wszystko się za nimi stęskniłam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz